W mijającym tygodniu na rynek dotarło istne tsunami raportów kwartalnych amerykańskich spółek. Poza tym decyzję podejmował Fed i ECB. W Japonii bank centralny nie bawił się już w ograniczanie „druku” jenów – postanowił kupować bez ograniczeń aktywa z rynku.
Wyniki kończącego się w środę posiedzenia FOMC były zgodne z oczekiwaniami – nic w polityce Fed się nie zmienia. Jerome Powell, szef Fed, powiedział, że Fed zrobi wszystko, co będzie potrzebne, żeby pomóc gospodarce (powtórzona fraza). Powiedział też, że gospodarka potrzebuje większego wspomagania fiskalnego (od rządu). Ostrzegł, że konsekwencje zamrożenia gospodarki będą odczuwane przez nią „przez jeden rok lub dłużej”. Praktycznie wykluczył ożywienie w realnej gospodarce w kształcie litery V, może nawet wykluczył W… Gracze kompletnie to ostrzeżenie zlekceważyli.
Ostrzeżenie to bardzo kontrastowało z urzędowym optymizmem: Steven Mnuchin, sekretarz skarbu, powiedział, że gospodarka USA zacznie się otwierać w maju i czerwcu oraz odnotuje potężne odbicie w trzecim i czwartym kwartale. Urzędowy optymizm panuje nie tylko w USA. Wszystkie rządy mówią o potężnym odbiciu w 2021 roku. Podobnie prognozuje MFW (patrz wykres). Wszyscy zapominają o możliwości wznowy pandemii jesienią lub zimą…
Dzień po posiedzeniu FOMC kończyło się posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego (ECB). On też nie zmienił polityki monetarnej. Christine Lagarde, szefowa banku, ostrzegała przed konsekwencjami zamrożenia gospodarki i przedstawiła dość szerokie prognozy zgodnie z którymi PKB w strefie euro spadnie w tym roku między 5 a 12%. Dowiedzieliśmy się też, że (za PAP): „Jesteśmy zatem w pełni przygotowani do zwiększenia wielkości awaryjnego pandemicznego programu zakupów aktywów (Pandemic Emergency Purchase Program – PEPP) i dostosowania jego składu tak długo, jak to konieczne.”. Nic więc nowego – zrobią wszystko, co w ich mocy, żeby pomóc gospodarce. Prezes też wezwała rządy do zwiększenie wysiłku fiskalnego.
Na rynku akcji w piątek i w poniedziałek niespodzianek nie było. Indeksy na Wall Street, zgodnie z oczekiwaniami, rosły. GPW zachowywał się słabo, ale nadal WIG20 rysował prowzrostowy proporzec. Najsłabszy był polski sektor bankowy, któremu ultra-niskie stopy procentowe zabierają zysk z marż. Agencje ratingowe obniżają im perspektywy ratingów do negatywnych.
Wtorkowa sesja na Wall Street miała dziwny przebieg. Indeksy rozpoczęły ją sporą zwyżką, po czym zaczęły szybko spadać barwiąc się w końcu na czerwono. Potem indeks szerokiego rynku S&P 500 zamarł na poziomie poniedziałkowego zamknięcia, ale zakończył dzień małym spadkiem. Gorzej zachował się NASDAQ tracąc 1,4%. Komentatorzy usiłowali to różnie tłumaczyć, wg mnie podziałał lęk wysokości (indeksów).
Już w środę jednak ten lęk znikł bez śladu. Właśnie w środę wszyscy zajmowali się eksperymentalnym lekiem remdesivir produkowanym przez amerykańską firmę Gilead Sciences. Badanie tego leku (bardziej sensowne niż poprzednie) sugeruje, że leczeni nim pacjenci będą zdrowieli szybciej niż pozbawieni dostępu do niego (zamiast 15 dni kuracji ma być 11 dni). Dyrektor Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych w USA Anthony Fauci stwierdził, że to jest dobra wiadomość. Nawiasem mówiąc powiedział też, że druga fala epidemii koronawirusa jest nieuchronna.
W komentarzach pisze się, że to właśnie informacja o wynikach badania tego leku doprowadziła do ponad trzyprocentowych zwyżek na Wall Street, ale ja w to wątpię. Być może był jakiś wpływ tej informacji, ale akcje Gilead zyskały tylko 5,7% (od dołka w marcu około 50%, czyli podobnie jak inne akcje – nawet mniej). Widać było, że Wall Street jest bardzo sceptyczna.
Najmocniej w środę pomagały wyniki kwartalne internetowych gigantów. Być może też bardzo słabe dane makro (annualizowany PKB spadł w pierwszym kwartale o 4,8% – dane wstępne) pomagały bykom, bo rodziły nadzieje na jeszcze mocniejszą pomoc rządu. Jeśli ktoś miał wątpliwości co do moich oczekiwań (litera V na rynku akcji) to chyba jej się pozbył. NASDAQ odrobił już prawie 2/3 spadków, a S&P 500 ponad 60%.
Tsunami wyników kwartalnych spółek, które przetoczyło się przez Wall Street zamieni się w nadchodzącym tygodniu na strumyczek, ale warto odnotować dwie rzeczy. Po pierwsze: spółki nadal uprawiają metodę znaną od lat: słabe prognozy nieco lepsze wyniki. Po drugie: znakomite wyniki miały spółki żyjące z Internetu (Facebook, Google) i chmury danych (Microsoft), co pomagało całemu rynkowi (wprowadzając inwestorów w błąd). Po trzecie: w olbrzymiej większości prognozy zastąpione są przez zdanie: prognoz nie stawiamy, bo przyszłość jest zbyt niepewna.
Inaczej mówiąc kupując akcje inwestorzy obstawiają w ciemno.
Ostatni dzień miesiąca przyniósł korektę na rynku akcji. W zasadzie rozpoczęła się ona bez istotnych powodów. Owszem dane makro publikowane na świecie były paskudne (spadki PKB, w USA nowych bezrobotnych 3,8 mln – w sumie już 30 mln), ale to nigdy ostatnio inwestorów specjalnie nie martwiło. Być może podziałały (po nocnym przemyśleniu) otrzeźwiające wypowiedzi Jerome Powella. Tyle tylko, że mocna korekta objęła tylko giełdy europejskie. Wall Street zakończyła sesję umiarkowanymi zniżkami, a WIG20 kosmetycznie stracił.
Miliarder, znany inwestor giełdowy, Carl Icahn, twierdzi, że gromadzi gotówkę, bo na kupowanie akcji jest za wcześnie. Oczywiście opinii jest bez liku, a to jest jedna z nich, ale uzasadnienie jest według mnie przekonujące. Icahn twierdzi, że kupowanie akcji wtedy, kiedy ich przewidywany wskaźnik cena na zysk ma w 2021 roku wynieść 17 (sensowny byłby poniżej 15) jest zbyt ryzykowne, bo ze względu na pandemię „przyszłość jest zbyt nieprzewidywalna”.
Już w tej chwili akcje są niezwykle drogie. Wskaźnik ceny do zysku (C/Z lub po angielsku P/E) spółek w indeksie S&P 500 powyżej 21 jest najwyższy od grudnia 2001 r. (po pęknięciu bańki internetowej). Inaczej mówiąc – ceny akcji totalnie oderwały się od realnej gospodarki. Niby nic w tym nadzwyczajnego, bo ten trend obserwowany jest od dawna, ale kupując akcje warto pamiętać o ryzyku fundamentalnym.
Steen Jakobsen z Saxo Bank napisał niedawno bardzo gorzki tekst, pod którym mógłbym się podpisać obiema rękami. W streszczeniu Damiana Szymańskiego z Business Insider można zacytować, że zdaniem Jakobsena „…wielki eksperyment dodruku pieniądza, czy utrzymywania niepłynnych firm zombie tanim kredytem skończy się wystrzałem inflacji w ciągu dwóch lat i wszechwładztwem polityków.”. Pamiętać jednak trzeba, że wystrzał inflacji zazwyczaj na początku cyklu pomaga bykom na rynku akcji.
Z oryginalnego artykułu warto też przytoczyć cytat:
…świat w szybkim tempie zmierza do punktu, w którym nie ma odkrywania cen, zarówno pozytywne, jak i negatywne ryzyko gwarantuje jeden podmiot, podatki są wyższe, a w społeczeństwie zachodzą olbrzymie zmiany. Wymaga to rekalibracji pojęcia „dobrego życia”, do którego już się przyzwyczailiśmy.
Zobaczymy, czy to się sprawdzi, ale jeśli chodzi o ceny akcji to już się sprawdza.
Ekonomista Christopher Dembik, z tego samego banku, twierdzi, że prawdopodobieństwo kryzysu zadłużeniowego państw „jest bliskie zeru” dlatego, że ECB „właściwie wyczyści rynek wtórny”. Inaczej mówiąc państwa mogą zadłużać się bez żadnego ryzyka. Widzę coraz więcej takich opinii (na przykład w „Politico”), co według mnie po kilku latach może doprowadzić do upadku wiary w papierowy pieniądz. Będę to ostrzeżenie od czasu do czasu powtarzał.
Artykuł w agencji Reuters mówi o tym, że co prawda zagrożenia kryzysem zadłużeniowym nie ma, ale jest zagrożenie podziałem północ-południe i ewentualnym opuszczeniem przez Włochy strefy euro. Już teraz 49 proc. ankietowanych Włochów chce, aby ich kraj wyszedł z Unii Europejskiej (zapewne większa liczba chce opuszczenia strefy euro).
Pozytywem w tej sytuacji było w minionym tygodniu to, że agencja ratingowa Standard & Poor’s nie obniżyła Włochom ratingu (obawiano się, że obniży do poziomu śmieciowego) dając temu krajowi aż trzy lata na wykazanie dążenia do zmniejszania zadłużenia. Agencje jak zwykle z opóźnieniem będą ostrzegały inwestorów, że rodzi się kryzysy zadłużeniowy.
Pozytywem było też to, że Rada Europejska zgodziła się, żeby KE przedstawiła propozycję Funduszu Ożywienia i nowego (na nowo skonstruowanego) unijnego budżetu na lata 2021-2027. Fundusz Ożywienia ma być głównym mechanizmem odbudowy gospodarki po pandemii. KE ma przedstawić propozycję nowego budżetu oraz Funduszu Ożywienia w połowie maja. Czekamy z utęsknieniem, a z jeszcze większym czekają Włosi i Hiszpanie.
U nas Janusz Jankowiak w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedział m.in., że „Nie znam innego sposobu na spłatę długów. Skoro teraz państwo zaciąga dług, by wspomóc gospodarkę, to przyjdzie czas na spłatę długu. A spłaca się go – o ile się spłaca – właśnie z podatków.”.
Nie do końca tak jest – można spłacić długi wysoką inflacją i tak zapewne się stanie, ale ponownie sygnalizuję, że to może być plus dla akcji.
Wróćmy na rynki. Na rynku ropy nieoczekiwanie w poniedziałek zanurkowały kontrakty na czerwcową serię ropy WTI. Mówiło się oczywiście o braku miejsca w magazynach w USA, ale tak naprawdę to hasło do wyprzedaży serii czerwcowej dał największy ETF zaangażowany na tym rynku (United States Oil Fund LP), który poinformował, że wszystkie swoje pozycje przenosi na serię lipcową. Interesująco wygląda w tej sytuacji dywergencja między ropą WTI i Brent. Wg mnie bardzo dobrze wyjaśnia to red. Krzysztof Kolany w swoim tekście.
Jak tylko to rolowanie kontraktów z serii na serię zanikło to, po szalonej sesji wtorkowej (wartość kontraktu zmieniała się nawet o ponad 20%), kontrakty zakończyły dzień niewielkim spadkiem. Jednak już w środę zyskały ponad 20% i kontynuowały ten szaleńczy wzrost w czwartek. Pomagało to, że popyt na paliwa w USA – był największy od 11 miesięcy. Poza tym od 1 maja OPEC+ ma obniżyć wydobycie. Opór na poziomie 18 USD został przełamany. Jeśli przełamanie zostanie potwierdzone to powstanie formacja podwójnego dna zapowiadająca wzrosty w kierunku oporu 28,50 USD.
Zwraca też uwagę taniejące złoto. Znowu nie dało sobie rady z oporem na poziomie 1.745 USD i to mimo tego, że tracił dolar, co zazwyczaj bykom na rynku złota pomaga. Wydaje mi się, że problemy „papierowej” ropy straszą inwestorów w „papierowe” złoto i stąd te spadki ceny. Poprawą nastrojów na giełdach nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć. Najbardziej groźne byłoby, gdyby cena przełamała 1.670 USD. Wtedy powstałby podwójny szczyt zapowiadający spadek przynajmniej do 1.600 USD. Pokonanie 1.745 USD otwierałoby drogę do 1.800 USD, gdzie jest poważny opór techniczny.
W Warszawie w środę WIG20 opuścił budowany od połowy kwietnia proporzec (trójkąt). Pomagało zachowanie indeksów na innych giełdach oraz komunikat rządu o kolejnym luzowaniu gospodarki (o tym niżej). Takie wybicie w analizie technicznej uznawane jest za sygnał kupna. Dopiero jednak pokonanie 1.670 pkt. (była nieudana próba w czwartek) otwierałoby drogę do kolejnego oporu (1.765 pkt.), a ponieważ proporzec często powiewa na połowie masztu docelowo nawet do 2.000 pkt. Jeśli się spojrzy na nasz rynek, w porównaniu do zagranicznych odpowiedników, to ma on jeszcze dużo do odrobienia.
Na rynku walutowym nadal panowała niepewność. Od piątku 24.04 kurs EUR/USD zyskiwał w oczekiwaniu na decyzje Fed oraz potem po decyzjach ECB. W niczym nie zmieniło to sytuacji – nadal bardziej korzystna jest dla dolara, ale ja nadal uważam, że w miarę poprawy sytuacji na świecie dolar powinien tracić. Poważnym sygnałem sprzedaży dolara byłoby pokonanie przez EUR/USD poziomu 1,099 USD. Sygnałem do mocniejszego spadku kursu byłoby pokonanie 1,075 USD.
Na polskim rynku walutowym nic się nie zmieniło. Nadal budowane są niepokojące proporce. Sygnałem do umocnienie złotego byłoby przełamanie przez kurs EUR/PLN poziomu 4,51 PLN, a wstępnym sygnałem osłabienia byłoby pokonanie 4,56 PLN. Mała uwaga czysto rynkowa (nie ma nic wspólnego z politycznymi sympatiami) – upadek rządu/koalicji byłby dla złotego niekorzystny.
Na rynku pandemii koronawirusa też wszystko postępuje zgodnie z oczekiwaniami. Kolejne kraje powoli otwierają swoje gospodarki i to nawet nie dlatego, że epidemia zdecydowanie się cofa, ale przede wszystkim dlatego, że ludzie zaczynają się buntować (najmocniej w Niemczech i w USA).
Bardzo krytykowana przez innych polityków za zbytnią ostrożność jest kanclerz Angela Merkel. Zdarzały się nawet manifestacje (skromne), a przecież Niemcy swój lockdown przeprowadzili bardzo ostrożnie – niemiecki Trybunał Konstytucyjny orzekł, że ludzie mają prawo do protestów pod warunkiem przestrzegania przepisów o dystansie międzyosobowym.
W Polsce też powstawały kolejne warianty tarcz pomocowych. Nie ma sensu podawać konkretnych rozwiązań, bo za chwilę mogą się okazać nieaktualne. Generalnie panuje chaos. Na przykład Money.pl pisze, że samozatrudnieni (nawet jeśli nie ucierpieli w kryzysie) mogą skorzystać z bezzwrotnej pożyczki 5. tys. zł., 6 tys. zł. świadczenia postojowego oraz 4 tys. zł w ramach zwolnienia ze składek ZUS. Zupełnie inaczej, dużo gorzej wygląda sytuacja osób zatrudnionych na etatach.
Kolejne posunięcie odmrażające gospodarkę w piątek 24.04 odbywały się według zasady chleba i igrzysk, z naciskiem na igrzyska. Niewiele to dawało gospodarce. Business Centre Club twierdzi na podstawie swoich badań, że ponad połowa przedsiębiorstw nie dostała pomocy z tarczy antykryzysowej, ponieważ żadna forma wsparcia ich nie obejmuje. W środę 29.04 rząd postanowił, że 4 maja ruszą centra handlowe, hotele, żłobki i przedszkola. Zagadka: co się stało, że ruszają centra handlowe, hotele, żłobki i przedszkola? Przecież rząd niedawno mówił, że ruszą w drugiej połowie maja lub nawet w czerwcu. Sytuacja pandemiczna się tak poprawiła? Zdecydowanie nie.
Wydaje się, że są dwa powody: pierwszy to strach przed gospodarczym zawałem, a drugi to polityka, czyli szykowanie się pod wybory 17 lub 23 maja. Ja stawiam na to drugie. Proszę pamiętać, że ja od początku uważałem zamrożenie gospodarki za zbyt poważne w związku z czym nie oprotestowuję wcześniejszego luzowania. Podkreślam tylko, że działania rządu są niespójne i nie wiadomo na czym się opierają.
Mała uwaga na temat obligacji detalicznych, o których niedawno pisałem. Zastanawiałem się, dlaczego PFR chce oferować obligacje detaliczne z oprocentowaniem poniżej 2%, kiedy skarbu państwa dają 2,4 (pierwszy rok). Teraz już rozumiem, ale nie pochwalam. Ministerstwo Finansów obniżyło oprocentowanie detalicznych obligacji oszczędnościowych, które będą sprzedawane w maju 2020 r. (zmniejszyło oprocentowanie od 1 do 1,3 pkt. proc.).
Tłumaczy się to tym, że RPP obniżyła stopy o 1 pkt. proc. do 0,5 proc. Mało tego – marża dla obligacji indeksowanych inflacją (oprocentowane są w wysokości inflacja + marża) została zmniejszona z 1,25 do 0,75%. W sytuacji, kiedy inflacja wynosi ponad 3 proc. (w kwietniu podobno – dane wstępne GUS – 3,4%) takie działanie zniechęca do kupna obligacji.
Zamiast zmniejszyć zadłużenie zagraniczne i przechodzić na zadłużenie krajowe zniechęcamy krajowych inwestorów. To według mnie duży błąd.
Tak przy okazji: rząd podobno przesądził, że likwidacja OFE nie nastąpi w tym roku (w raporcie o konwergencji dla Komisji Europejskie). To ruch słuszny, ale pozbawia budżet kilkunastu miliardów złotych.
W nadchodzącym tygodniu w kalendarzu znajdziemy wiele danych makro publikowanych poza Polską. Najważniejsze będą publikowane w piątek 8 maja miesięczne dane z amerykańskiego rynku pracy. Tyle tylko, że nawet bardzo złe dane są obecnie lekceważone „bo niedługo będzie dużo lepiej”. Skoro tak, to nie bardzo widomo, co (oprócz nieoczekiwanego zaostrzenia pandemii) mogłoby popsuć nastroje na rynkach. Pamiętać jednak trzeba, że im bliżej będzie do szczytów na Wall Street tym większe będzie prawdopodobieństwo normalnej, nagle się rozpoczynającej, korekty.
Autorem tekstu dla iWealth jest Piotr Kuczyński, ekonomista, analityk rynków finansowych.
Niniejszy materiał ma wyłącznie charakter promocyjny i nie stanowi oferty ani zaproszenia do składania ofert w rozumieniu przepisów Kodeksu cywilnego. Informacje zawarte w niniejszym materiale nie mogą stanowić wyłącznej podstawy do skorzystania z usług oferowanych przez Spółkę lub do podjęcia jakiejkolwiek decyzji inwestycyjnej. Wymagane przepisami prawa informacje o Spółce oraz świadczonych usługach, w tym o ryzyku związanym z oferowanymi instrumentami finansowymi udostępniane są na stronie internetowej iwealth.pl, w serwisie transakcyjnym iWealth Online lub w formie papierowej przed rozpoczęciem świadczenia usługi.
Piotr Kuczyński dla iWealth