Majowe bujanie indeksami.

iWealth News
Piotr Kuczyński dla iWealth

Poprzedni swój komentarz kończyłem frazą „…jeśli ktoś myśli, że obóz byków na Wall Street jest martwy, to głęboko się myli. Wynik dziesięciu lat treningu, kiedy to kupowania spadków zawsze się opłacało, szybko nie zniknie. Zakładam, że po krótkiej korekcie indeksy znowu ruszą do góry, ale z przekroczeniem majowych poziomów może być duży problem”. Okazało się, że co do żywotności byków miałem rację, ale nie doceniłem ich siły. Majowe szczyty zostały szybko pokonane.

Już w piątek widać było, że obóz byków na Wall Street „pozbierał się” i chce dalszych zwyżek indeksów, które rozpoczęły sesję od spadków, a zakończyły umiarkowanymi zwyżkami (bez istotnych powodów). W poniedziałek rynki wyglądały tak, jakby inwestorzy szaleju się najedli – wygenerowane zostały duże wzrosty indeksów (w Europie ponad pięć procent).

Powodów (raczej pretekstów) pomagających obozowi byków było kilka. Po pierwsze niedzielne wystąpienie Jerome Powella, szefa Fed, w dwóch telewizyjnych show (CBS “Face the Nation” i “60 Minutes”). Powell powiedział miedzy innymi, że Fed ma jeszcze mnóstwo narzędzi do pomagania gospodarce i nie zawaha się ich użyć, a jeśli chodzi o skup aktywów, to nie będzie miał żadnych ograniczeń. Po drugie powiedział też, że gospodarka amerykańska będzie się bardzo długo leczyła z zadanych ciosów. Twierdził, że ten stan będzie trwał przez cały 2021 rok (nie 2020) i gospodarka nie odbuduje się w pełni do momentu, w którym pojawi się szczepionka na COVID-19.

Jak można było zauważyć, jego wypowiedź była słodko – gorzka. Na co zareagowali inwestorzy? Wyłącznie na część słodką. To, że długo jeszcze akcje będą niezwykle drogie, całkowicie zlekceważyli. Tak to wygląda na rynkach finansowych od ponad dwudziestu lat. Kolejną przestroga jest jednak to, że Berkshire Hathaway, spółka Warrena Buffetta, pozbyła się 80% posiadanych akcji banku Goldman Sachs. Sprzedawała też akcje JP Morgan. Jak widać Buffet nie wierzy już w sektor finansowy w USA. Czy ma rację? Cóż, sprawdzimy za 1-3 lat. Z drugiej strony jest opinia Citigroup. Analitycy tego banku uważają, że indeksy na giełdach amerykańskich odrobią straty w tempie niespotykanym w historii. Wydaje się, że mają rację.

Wspierając gorzkie uwagi Powella, Kristalina Georgiewa, szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) powiedziała w zeszłym tygodniu, że świat będzie się długo leczył z ciosu zadanego przez lockdown. Twierdziła, że nawet do końca 2021 roku gospodarka nie wróci do poziomu sprzed pandemii. Również wiceprezes EBI Teresa Czerwińska, była polska minister finansów, powiedziała między innymi, że „… poziom produkcji, poziom usług, poziom rozwoju gospodarczego z roku 2019, jeszcze co najmniej przez dwa lata będzie dla nas nieosiągalny. […] Prognozuje się, że wskaźniki zadłużenia osiągną niespotykane do tej pory rozmiary na skutek zarówno pomocy publicznej, jak i efektu mianownikowego, czyli obniżenia się dynamiki produktu krajowego brutto”.

Drugim powodem szampańskich nastrojów było to, że spółka Moderna poinformowała o pozytywnych testach na ludziach opracowywanej przez nią szczepionki. Warto odnotować, że badanie przeprowadzono na ośmiu (tak „ośmiu”!) zdrowych ludziach, w których szczepionka doprowadziła do pojawienia się przeciwciał. Poza tym testy na myszach sygnalizowały, że dzięki tej szczepionce nie były zaatakowane płuca.

Gołym okiem, nawet dla laików widać, że do realnej szczepionki jest jeszcze długa droga (12 do 18 miesięcy), ale Wall Street ten pretekst z przyjemnością połknęła.

Akcje Moderny zyskały na zakończenie sesji 20% (po drodze nawet ponad 25%), a od marca tego roku zyskały 300%. Już następnego dnia pojawiły się opinie zgodne z moim sceptycyzmem, co obniżyło cenę akcji Moderny o dziesięć procent, a w końcówce sesji doprowadziły do spadku indeksów na Wall Street.

Trzecim powodem, dzięki któremu mocno wzrósł też kurs EUR/USD, było porozumienie kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Emmanuela Macrona, którzy zgodzili się popierać specjalny fundusz grantowy o wartości 500 miliardów euro, z którego wspomagane mają być kraje Unii Europejskiej najmocniej dotknięte pandemią. Już następnego dnia okazało się, że wiele krajów (w tym podobno Polska) sprzeciwia się uwspólnotowieniu długów i pomocy krajom Południa Europy. To może znacznie utrudnić powstanie tego funduszu.

Jednak rynki zdają się tej przeszkody nie dostrzegać. Za to dostrzegły wypowiedzi szefa Fed, które zdecydowanie dolarowi nie pomagały, ale pomagały eksportowi z USA. Szczególnie mocno widać to było na rynku walutowym, gdzie kurs EUR/USD szybko ruszył na północ i zatrzymał się dopiero tuż przed oporem na poziomie 1,099 USD. Jeśli ten opór padnie, to powstanie formacja podwójnego dna z zakresem zwyżki przynajmniej do 1,125 USD. Wsparcie to nadal 1,075 USD.     

Przy okazji spójrzmy też na nasz rynek walutowy. Umocnienie euro w stosunku do dolara i poprawa nastrojów na rynkach automatycznie przełożyła się na poważne umocnienie złotego do głównych walut. Od dawna pisałem, że na wykresach widać proporce, które często zapowiadają dalsze wzrosty kursów, ale jednocześnie ostrzegałem, że taki scenariusz wydaje się być mało prawdopodobnym.  Sygnałem sprzedaży euro byłoby pokonanie przez kurs EUR/PLN poziomi 4,51 PLN, a sprzedaży franka byłoby pokonanie przez CHF/PLN poziomu 4,24 PLN. USD/PLN w zasadzie dał już sygnał sprzedaży.

Wynikiem tego szaleństwa, które w poniedziałek ogarnęło rynki, połączonego z informacjami o kolejnych luzowaniach ograniczeń w wielu krajach, było doprowadzenie w USA do pokonania szczytów sprzed zeszłotygodniowej korekty. Po wtorkowej, niewielkiej, korekcie (o tym wyżej) w środę indeksy zyskały ponad dwa procent pokonując poziomy osiągnięte w poniedziałek, a akcje Facebook i Amazon.com ustanowiły nowe rekordy wszech czasów.

NASDAQ nadal najwyraźniej chce przetestować szczyt. Na rynku pojawiają się komentarze znanych inwestorów mówiących o wzrostach DJIA do 30.000 pkt. w 2021 roku i 40.000 pkt. w 2023 roku (w chwili pisania okolice 24.600 pkt).

Dla jasności – nie uważam tych poziomów za niemożliwe mimo tego, że akcje są stanowczo zbyt drogie (o tym niżej). Oczywiście warunkiem jest to, że nie będzie jesienno-zimowego uderzenia pandemii i kolejnej histerii rządów. Świadomie również nie piszę o możliwych poziomach oporu na amerykańskich indeksach. Nie mają większego znaczenia.

W czwartek, kiedy pisałem komentarz od rana na giełdach panowało zwątpienie, a indeksy spadały. Bezpośrednim powodem (pretekstem) było to, że w serii późnowieczornych tweetów prezydent USA Donald Trump zaatakował przewodniczącego Xi Jinpinga.

Owszem, Trump od długiego czasu atakuje Chiny za ich przewiny w sprawie pandemii, ale do tej pory starał się oszczędzać prezydenta Chin, bo taki atak niezwykle mocno zaostrzyłby i tak już złe stosunki tych mocarstw. Dziennikarze donoszą, że w USA administracja pracuje nad rozwiązaniami, które zachęcą amerykańskie firmy i ich kontrahentów do przeniesienia produkcji z Chin. Mówi się na przykład o utworzenie specjalnego funduszu, który finansowałby inwestycje w USA i o dopłatach dla firm, które wyjdą z Chin. To już będzie prawdziwa wojna. W czwartek sesje zakończyły się spadkami indeksów, ale wszyscy wiedzieli, że to nie jest coś, co na trwałe zmieni nastroje.   

A dlaczego optymiści mogą mieć rację? Spokojnie można powiedzieć, że znowu wracają stare powiedzenia Wall Street: „nie walcz z Fed-em” i „obstawianie klęski gospodarki USA i amerykańskiego konsumenta skazane jest na niepowodzenie”. To od 20+ lat sprawdza się znakomicie. Teraz jeszcze najpewniej dojdzie rosnąca inflacja. Po ustaniu pandemii ona po prostu musi się pojawić choćby po to, żeby państwa mogły zacząć się oddłużać. Rosnąca inflacja zazwyczaj powoduje zwyżki na giełdach, które przez długi czas pozwalają uchronić pieniądze przed spadkiem wartości.

W Polsce WIG20 nadal zachowywał się słabo, ale odbił się od wsparcia (1.560 pkt.) i ruszył w kierunku oporu (1,670 pkt.). Jego pokonanie otwierałoby drogę na północ. Problem w tym, że nadal nie był w stanie tego poziomu pokonać. Jeśli się jednak spojrzy na indeksy odzwierciedlające zachowanie rynków rozwijających się (zazwyczaj na poziomach z połowy marca) to widać, że jeśli nic nadzwyczajnego się nie wydarzy, to ten poziom powinien paść i otworzyć drogę do początku okna bessy na poziomie 1.765 pkt. Nadal też najlepiej zachowuje się sWIG80 naśladując wiernie zachowanie amerykańskiego NASDAQ.

Interesujące, jak zwykle ostatnio, było zachowanie rynku ropy i złota. Cena baryłki ropy nie zatrzymała się w okolicach poziomu 28,50 USD, więc klasycznej formacji oRGR nie udało się stworzyć. Od poniedziałku ropa znowu szybko drożała (w sam poniedziałek ponad 9%) z lekkim przyhamowaniu we wtorek. Mówiono o odmrażaniu gospodarek, o tym, że od lutego podaż ropy zmniejszyła się o ponad 11% i o tym, że zakupy ropy przez Chiny wróciły do poziomu sprzed pandemii, a zapasy ropy w USA mocno spadły. Teraz oporem technicznym jest dopiero poziom 41 USD.

Jeśli chodzi o złoto, to w piątek zatrzymało się w strefie oporu (1740 – 1745 USD), a w poniedziałek podjęta została próba pokonania tego oporu. Przez długi czas wydawała się zakończyć sukcesem byków, bo cena uncji sięgnęła 1.765 USD. Jednak po wiadomościach o sukcesach Moderny (o tym wyżej) cena zawróciła i dzień zakończył się jej spadkiem pod poziom oporu, który w ten sposób się umocnił. W kolejnych dniach cena uncji nieśmiało krążyła wokół oporu w okolicach 1.740-1.745 USD, a w czwartek słabe nastroje na giełdach doprowadziły do mocniejszego spadku.

Wyglądało to tak jakby wzrost ceny złota wynikał jedynie z obaw o zasięg pandemii lub o to, że pogorszenie nastrojów zmusza do wycofywania kapitałów z rynków finansowych, a przecież nie są to główne powody stojące za bykami na rynku złota. Fundamentami pomagającymi we wzroście ceny są oczekiwania odnośnie wzrostu inflacji. Oczywiście, ona pojawi się dopiero po odrodzeniu gospodarki, ale wtedy to, w związku z tym, że państwa muszą zacząć się oddłużać, doprowadzi do wzrostu cen, a co za tym idzie do zwyżki ceny złota. Na razie nadal wsparciem jest poziomi 1.670 USD, a oporem okolica 1.740-1.745 USD. Pokonanie jednego z tych poziomów otworzy drogę na dłużej.

Dane makro na publikowane na całym świecie są fatalne (chociaż indeksy PMI powoli rosną), ale mało który z inwestorów się nimi przejmuje. Ma być lepiej, bo rządy i banki centralne pomogą. Tylko to się teraz liczy. Warto jednak jednym okiem spojrzeć na polskie dane makro.

Inflacja CPI, jak tego oczekiwano, wyniosła 3,4% r/r. Wskaźnik Przyszłej Inflacji (WPI) publikowany przez BIEC mocno spadł – był to największy jednorazowy spadek od 20 lat. Deflacyjnym tendencjom sprzyjają spadające ceny niemal wszystkich surowców na światowych rynkach. Ten efekt zaczyna jednak znikać. Za to wśród konsumentów panują obawy przed wzrostem cen. A to te nastroje podyktują najpewniej kierunek inflacji.

Pojawiły się też wstępne dane o PKB – wzrósł w pierwszym kwartale o 1,9% r/r, ale spadł o 0,5% kw/kw. Był to wynik lepszy od oczekiwań (1,3% r/r), ale po pierwsze prawdziwy cios gospodarka otrzymała w drugim kwartale, a po drugie wiele czynników mających wpływ na te dane było szacowanych i wielce niepewnych.

Pojawiły się też dane o wynagrodzeniu i zatrudnieniu w firmach zatrudniających ponad 9 osób. Po raz pierwszy od ponad 7 lat odnotowano realny spadek przeciętnego wynagrodzenia, a firmy zredukowały zatrudnienie o 156 tys. osób, co jest rekordem ostatniego 30. lecia. GUS informuje, że na te dane wpływ miało wiele czynników (m.in. zakończenia i nieprzedłużania umów terminowych, pobieranie przez pracowników zasiłków opiekuńczych, chorobowych, jak również przebywanie na urlopach bezpłatnych itp.). Tak więc dane też były nieco zafałszowane.

Zobaczyliśmy też dane o produkcji w kwietniu. Tutaj trudno było czymś się pocieszać. Produkcja spadła o 24,6% (oczekiwano spadku o 10%). W piątek zobaczymy też dane o sprzedaży – zapowiadany jest spadek o około 17% r/r. Nic dziwnego, że rząd usiłuje szybciej odmrażać gospodarkę (na razie zbyt wolno według mnie) i mnoży „tarcze”. Ostatnio przyjął „tarczę 4.0”, która w dużym stopniu pogarsza sytuację pracowników (szczegóły: https://tiny.pl/772lp ). Poza tym szybko realizowana jest tarcza finansowa (PFR podobno dział bardzo szybko).

Problemem może być to, że rząd przegłosuje projekt ustawy pozwalający mu wydawać pieniądze bez większych ograniczeń. Chodzi przede wszystkim o stabilizującą regułę wydatkową (SRW), która w sposób automatyczny ogranicza deficyt i przyrost długu. Taka reguła automatycznie zawiesza się wtedy, kiedy ogłoszony jest któryś ze stanów nadzwyczajnych (na przykład stan klęski żywiołowej).

Ponieważ rząd nie chce z powodów politycznych ogłosić stanu klęski żywiołowej, więc ma za cel dopisanie stanu klęski epidemicznej do sytuacji, w której zawiesza się SRW. Ja to rozumiem, ale rozumiem też apel ekonomistów pytających o realny poziom zadłużenia Polski, którego możliwą wysokość wskazuje Konstytucja RP (więcej: https://tiny.pl/772lw ). W tumulcie, który powstał na świecie podczas pandemii, taka kreatywna księgowość ujdzie jednak Polsce na sucho. Wszyscy zwiększają zadłużenie swoich krajów (we Włoszech ze 135 % PKB do blisko 170%), więc opinie ekonomistów złotemu nie szkodzą. Widać to było gołym okiem. W kolejnym tygodniu Wall Street będzie pracowała o jeden dzień krócej (w poniedziałek jest święto). W kalendarium nie znajdziemy wydarzeń, które mogą mocno wpłynąć na zachowanie rynków. Z tego wniosek, że inwestorzy skupią się na stosunkach USA – Chiny (w zdecydowanie mniejszym stopniu na pandemii – ona powoli zacznie w mediach przycichać). Jeśli sytuacja na linii USA – Chiny się uspokoi, to indeksy będą nadal rosły. Jeśli napięcie będzie się utrzymywało, to na rynkach zagości korekta, ale wątpię, żeby maj zakończył się (na Wall Street) negatywnie.


Autorem tekstu dla iWealth jest Piotr Kuczyński, ekonomista, analityk rynków finansowych.


Niniejszy materiał ma wyłącznie charakter promocyjny i nie stanowi oferty ani zaproszenia do składania ofert w rozumieniu przepisów Kodeksu cywilnego. Informacje zawarte w niniejszym materiale nie mogą stanowić wyłącznej podstawy do skorzystania z usług oferowanych przez Spółkę lub do podjęcia jakiejkolwiek decyzji inwestycyjnej. Wymagane przepisami prawa informacje o Spółce oraz świadczonych usługach, w tym o ryzyku związanym z oferowanymi instrumentami finansowymi udostępniane są na stronie internetowej iwealth.pl, w serwisie transakcyjnym iWealth Online lub w formie papierowej przed rozpoczęciem świadczenia usługi.




Do pobrania